Niedawno byłam na warsztatach o stresie i wypaleniu zawodowym, dzięki którym połączyłam kilka kolejnych kropek. Bo łączenie kropek to moje najważniejsze zajęcie ostatniego roku, roku w terapii. Trafiłam na nią w minionym czerwcu, kiedy stało się dla mnie oczywiste, że sama tych puzzli nie poskładam. Już wtedy miałam za sobą intensywne dwa lata, które śmiało mogę nazwać autoterapią, czasem poszukania i odkrywania, przyglądania się swoim emocjom, nawykom, postawom, analizowania swoich interakcji ze światem i swojego miejsca w nim. Bardzo ważny czas, preludium do tego co miało nadejść. Wnioski, do których w tamtym czasie dochodziłam były bardzo istotne, trudne, a wielkość i wielość tych kwestii zupełnie mnie przerosła i skatalizowała się jako nagły kryzys. To jakby skumulować wszystkie niezałatwione i najtrudniejsze sprawy, takie absolutnie fundamentalne, po to, by uderzyć tym wszystkim w jednym czasie i z pełną mocą. Depresja i wypalenie. Decyzja o terapii była jedyną słuszną i konieczną, bo kryzys którego doświadczyłam był na bardzo głębokich poziomach.
Na wspomnianych warsztatach dowiedziałam się, że wypalenie zawodowe sytuuje się nie tylko w obszarze pracy, duże znaczenie mają też cechy indywidualne. Myślę, że u mnie miały one istotny udział w zaistniałej sytuacji, nie wiem czy nie decydujący.
Po co o tym piszę?
Dla siebie przede wszystkim: pisanie stało się nieodłączną formą urzeczywistniania myśli, porządkowania ich i nabierania do nich dystansu. Przynosi konieczność skonfrontowania się z nimi, stanięcia w prawdzie, a w konsekwencji spokój. I jest zupełnie czym innym niż zapieprzający kołowrotek pozrywanych myślo-gówno-burzowych zdań, które pojawiają się w głowie bez żadnego składu i ładu.
Dla ciebie – freelancerze/ko, osobo która budujesz swój biznes na sztuce, rękodziele, tworzeniu myśli, idei, urzeczywistnianej w miejscu realnym czy online.
Temat wypalenia mnie zaciekawił, jestem swoim własnym laboratorium i nie byłabym sobą, gdybym nie chciała zrobić z tego konkretnego pożytku. Freelancerzy, twórcy, artyści mają bardzo osobisty stosunek do swojej pracy i jej wytworów, a osadzenie tego w słupkach produktywności i zysku generuje mieszankę wybuchową, która moim zdaniem, w sposób szczególny naraża na takie doświadczenia.
Piszę zatem serię artykułów na ten temat, które będę publikować na swoim blogu. O emocjach, ciele, relacjach, odpoczywaniu, tym co niesie nam świat zewnętrzny, w odcieniach mogących popchnąć w stronę wypalenia. A zacznę od bardzo niezdrowego modelu „trzy w jednym”, którego byłam reprezentantką.
Teksty oprę oczywiście na swoich doświadczeniach, będą subiektywne i chcę, by były czymś w rodzaju podsumowania, bym mogła pójść dalej.
Jeśli jesteś osobą, której fundamentem życia zawodowego jest pasja, tworzenie sztuki i kreacja – wierzę, że te tematy mogą cię zainteresować i wnieść coś sensownego w twoją codzienność.
W jakim jestem miejscu w tej chwili?
Głęboko schowane zostało odkryte, nazwane i poukładane. I paradoksalnie mam wrażenie, że to był łatwiejszy etap (choć piekielnie trudny) niż kolejny.
Czyli bycie pomiędzy starym, do którego nie ma już powrotu, a nowym którego kierunki są jeszcze dla mnie nieznane. Moment pomiędzy. Dotychczasowe konstrukty legły w gruzach, strukturę trzeba zbudować na nowo. I nie wiem co się z tego wyłoni, choć stoję już w otwartych drzwiach i zrobiłam krok za próg nowego.
A przekładając to filozofowanie na rzeczywistość zawodową – spróbuję gruntownie przebudować model, w którym jestem od lat, a w którym nie wszystko działa tak, jak powinno by zapewnić mi poczucie bezpieczeństwa i spełnienia. Albo zakończę swoją działalność, pójdę gdzieś indziej i będę robić coś zupełnie innego. Albo zrobię jakiś miks jednego z drugim.
Nie wiem. Na razie nie wiem co zrobię – albo inaczej: nie wiem co z tej wielości małych ruchów, które podejmuję, się utworzy.
Bo przez cały ten czas jestem w działaniu, choć wolałabym być na „rocznym urlopie na poratowanie zdrowia” z co miesięczną pensją na koncie. Działałam pomimo chronicznego zmęczenia, zniechęcenia, myśli o nieskuteczności i poczuciu bycia w zupełnie innym miejscu niż wyobrażałam sobie kiedyś, że będę.
W końcu zeszłego roku obchodziłam 18tkę swojej jednoosobowej firmy. Nie byłam w stanie świętować, wtedy dostrzegałam jedynie ponoszone przeze mnie koszty. Seria tekstów, które napisałam z tej okazji, miały zaakcentować to wydarzenie, ale nie były celebracją tego osiągnięcia. Tworzyłam je z dużym wysiłkiem, mając spory rozjazd pomiędzy tym co czuję, czego nazwać nie byłam jeszcze w stanie, a tym, co ostatecznie zostało ubrane w słowa i zdania.
Moszczę się w akceptacji tej sytuacji.
Otwieram się na nieuniknione zmiany.
Wychodzę z miejsca „pomiędzy”.
Polubiłam „nie wiem”.
Jest we mnie ciekawość, może nawet mocniejsza niż lęk.
PS1 – teksty z tej serii będą się pojawiać tu, na moim blogu, a skrótem do nich będzie kategoria „wypalenie na freelansie”. Wiem, że to zjawisko częste, więc jeśli masz ochotę podzielić się swoimi doświadczeniami – zapraszam – tu, w komentarzu lub w prywatnej wiadomości.
PS2 – polecam ciekawy odcinek podcastu O zmierzchu Marty Niedźwieckiej o tytule: „Czy homo economicus może odpocząć?”
maj 2025