W tej całej mojej „przygodzie” z wypaleniem, ciało to arcyciekawy dla mnie wątek.
Wspomniałam w pierwszym tekście, że zanim nastąpił zeszłoroczny kryzys, od dwóch lat byłam w czymś co śmiało mogę nazwać autoterapią. A zaczęło się od ciała, tak jak by ono wiedziało co się święci i wiedziało, że będę potrzebować sporo siły, by przebrnąć przez te perturbacje.
Ciało wiedziało.
W czerwcu 2022 stały się dwie istotne rzeczy. Zupełnie nie planując, z dnia na dzień, wskutek „zbiegów okoliczności”, przestawiłam się na tzw. post przerywany 8/16 oraz zaczęłam biegać. Sprawy te przełożyły się na moją kondycję i samopoczucie, weszły od razu w nawyk i stosuję je nieprzerwanie do teraz.
Uregulowanie kwestii związanej z odżywianiem (nie piję też alkoholu) i wprowadzenie sportu kardio (obok jogi, którą praktykuję od lat), istotnie wpłynęło na moją kondycję fizyczną. Ośmiogodzinny sen w mniej więcej stałych ramach czasowych też był bardzo ważny (choć zdarzało mi się spać dłużej, co w towarzystwie epizodów depresyjnych, może być właśnie przejawem depresji i wypalenia – zasypiałam na długo, żeby się odłączyć).
Dokładnie w tym czasie, czerwcu 2022, sięgnęłam po pierwsze lektury, które stały się moimi przewodnikami w poszukiwaniu siebie i w sobie. Trenując ciało, odżywiając je należycie, karmiąc się lasem i przelewając myśli na papier, rozpoczęłam czas „rozpakowywania”.
Niestety to nie jest tak, że uniknęłam negatywnych konsekwencji w ciele, wynikających z całej tej sytuacji. Czym bliżej zeszłego czerwca i „momentu zero”, tym więcej miałam w ciele napięć, bólów mięśni, głowy, brzucha, pojawiły się problemy z układem trawiennym. Do tego kłopoty z koncentracją, skupieniem, motywacją, uwydatniło się chroniczne zmęczenie.
Na szczęście, pomimo kryzysu, utrzymałam swoje nowe nawyki. Pamiętam sytuacje, kiedy rano siadałam do pracy przy komputerze i czułam, że nic nie jestem w stanie zrobić. Niechęć i brak sensu. Czym prędzej zakładałam strój sportowy, wsiadałam w auto i jechałam do lasu pobiegać. W czasie biegu czułam jak mój nastrój się poprawia, jak endorfiny zaczynają krążyć we krwi i wpływają na zmianę widzenia rzeczywistości.
Odpoczywanie.
Muszę tu zrobić rachunek sumienia i wziąć pod uwagę całe te 18 lat prowadzenia swojej działalności. Ponieważ regularnie, latami, brałam kamyczki z koszyczka „brak wypoczynku” i wrzucałam je do ogródka zwanym wypaleniem.
Dopiero ostatnie kilka lat, to czas w którym postawiłam wyraźną granicę między pracą, a odpoczynkiem. Zadecydowałam, że nie robię zleceń w weekendy i wieczorami (z małymi wyjątkami rzecz jasna). Biorąc pod uwagę długość bycia w tej branży – to ułamek całości. I oczywiście, że przekierowanie na fotografię portretową wizerunkową ułatwiło to zadanie, bo w takich dziedzinach fotografii jak reportaż, jest to nie do zrobienia.
Ja po prostu miałam kłopot z odpoczywaniem w dzień powszedni, w który i tak byłam online, odbierałam telefony i załatwiałam różne sprawy, z którymi klienci przychodzili.
Sobota i niedziela są gwarantem ciszy, spokoju i dają możliwość oderwania się od obowiązków zawodowych.
Jest tu jeszcze jedna sprawa związana z wypoczywaniem: urlop. Najdłuższy urlop w całej mojej karierze trwał 13 dni – licząc oczywiście z weekendami. Ostatnie dwa sezony – po 11 dni. Zazwyczaj wyjeżdżałam na krócej, zwykle tydzień, i tak pozostając online. Planowanie urlopu zawsze podporządkowywałam temu co w pracy. Generalnie kreślenie czasu wolnego było na dalszej pozycji, a mając już w końcu dni wolne – zawsze i tak byłam głową w firmie.
Pamiętam też taki sezon, kiedy wraz z moim partnerem nie byliśmy w stanie znaleźć wspólnego czasu na wyjazd, nie zgadzały nam się kalendarze, zawsze jakieś zlecenia u mnie czy u niego się zazębiały. Więc ja z tego urlopu zrezygnowałam, szybciutko racjonalizując sytuację. Marcin pojechał sam, bo nie widziałam powodu dlaczego miałyby z wakacji rezygnować, był bardzo zmęczony. A równocześnie nie widziałam kłopotu w tym, że ja je odpuszczę.
Jestem pewna, że takie sytuacje skrzętnie zapisywały się w moim ciele i emocjach. Żyłam zawsze w pełnej gotowości do działania, w nierównowadze pomiędzy wysiłkiem, a gratyfikacją.
Łączność.
Czasem mam tak, że zanim głowa podejmie decyzję, to w ciele już czuję jaka jest odpowiedź – nie rób tego, nie zgadzaj się.
Wiele razy ignorowałam ten głos pod postacią ścisku w brzuchu i szłam w kierunku racjonalizacji. I zawsze potem wynikały z tego jakieś niedogodności.
Ciało wysyła nam wiele sygnałów, tylko zazwyczaj, większość z nas, jest na nie głucha. Nie rozumiemy jego języka, albo udajemy że nie słyszymy, nadużywając, eksploatując, a równocześnie oczekując, że będzie nam służyć doskonale.
Freelancing, ze względu na swoją charakterystykę, co do zasady stawia potrzeby ciała przy końcu listy potrzeb (no dobra, freelancer je w takiej pozycji stawia). Siedzenie przy komputerze godzinami, brak czasu na ruch, niedojadanie albo jadanie byle czego, zarywanie nocy, bo na jutro trzeba coś skończyć, długotrwały stres. Taki model nie jest już moim udziałem, ale bywał.
Pamiętam jeszcze z czasów prasowych, kiedy kilka intensywnych dni pracy w upale, skończyły się udarem cieplnym. Odwodniłam się i z objawami silnego bólu ciała i totalnego osłabienia wylądowałam w łóżku. Nie byłam w stanie zrobić sobie herbaty, mama karmiła mnie zupą.
Słyszałam też opowieści o traceniu przytomności ze zmęczenia, przewlekłych bólach głowy czy nie chodzeniu na rehabilitację zalecanej przy poważnych urazach kręgosłupa, za to nadal, z beztroską dźwiganie sprzętu foto.
Ciało zawsze mówi, ale my nie słuchamy. Ulegamy presji. By pracować jak najwięcej, póki zlecenia są. By pracować jak najszybciej, to klient zadowolony będzie i wróci. By robić to wszystko, co każe nam internetowy świat, a co na pewno będzie gwarantem sukcesu.
Każdy w końcu się przekona, że taka postawa doprowadzi do katastrofy. Zaniedbania się kumulują, nie da się odespać zarwanych nocy czy odzjeść byle czego.
Ale wiem jak to działa. Najczęściej trzeba się przekonać na własnej skórze.
Jako że ciało zawsze jest w tańcu z emocjami, kolejny tekst będzie właśnie o nich.
Tu zaznaczę jedynie, że emocje zapisują się w komórkach naszego ciała, tworząc skrypty nieuświadomionych reakcji. Ile razy zdarzyło ci się zareagować w konkretnej, powtarzającej się sytuacji, w sposób nieadekwatny, ale zawsze taki sam, nie rozumiejąc dlaczego tak się zachowujesz? No właśnie, zadziałał schemat. Dodajmy do tego to, co nosimy w sobie w spadku po poprzednich pokoleniach, odziedziczone traumy i przeżycia. Ustawienia startowe nie są białą kartą. Ciało to wszystko przechowuje.
U mnie przechowywało nie mało, a wprawienie go w intensywny ruch pomogło przywrócić do świadomości to i owo..
maj 2025
Artykuły z tej serii znajdziesz w kategorii „wypalenie na freelansie”.