Temat emocji, to temat złożony i wielowymiarowy. Z emocji wynikają nasze postawy i nawyki, emocje mają odbicie w decyzjach. Nie sądzę, by dało się rozdzielić życie osobiste od zawodowego, to znaczy to co przeżywamy w życiu prywatnym, będzie miało wpływ na sferę zawodową i na odwrót. Wypalenie zawodowe może nie mieć swojej przyczyny w pracy.
Jestem zdania, że uważność na swoje emocje pomoże rozpoznać to, co tworzy skrypty i scenariusze, za pomocą których działamy, a niekoniecznie nam służy. Spróbujmy załatwić niezałatwione, uzdrowić zranienia. Mamy większe szanse, by zbudować odporność psychiczną, która przysłuży się nam w każdym obszarze życia.
Rozpoznałam, co przyczyniło się do mojego, okraszonego epizodami depresyjnymi, wypalenia. Terapia w tym kontekście to złoto, niełatwa acz wartościowa praca z tym, co wymaga uzdrowienia.
Przejawiałam (pisząc o tym w czasie przeszłym, nieco zaklinając rzeczywistość) taki zestaw cech, który regularnie mnie ściągał w dół. Nie tylko teraz oczywiście, to nie kwestia ostatnich kilku lat. To przestrzeń większości życia.
Zacznijmy od perfekcjonizmu. Perfekcjonizm to ZŁO 🙂
Ileż to ja pomysłów nie wdrożyłam, bo wydawały mi się nie dość dobre. Ileż propozycji nie złożyłam innym oceniając, że to jeszcze nie czas i nie jestem gotowa. Ile godzin spędziłam nad szlifowaniem rzeczy, które nie miały kluczowego znaczenia dla mojego biznesu.
Za to obdarowywałam się dużą dawką krytyki, umniejszałam osiągnięciom, krótko lub w ogóle ich nie celebrowałam, bo zawsze przecież mogło być lepiej. Zakładałam też, że wiedzieć powinnam wszystko i mieć wszystko pod kontrolą, i uwaga najlepsze – łącznie z rzeczami, na które zwykle nie mamy wpływu 😉 Kiedy zdarzyło mi się popełnić błąd, odchorowywałam to srodze.
Perfekcjonizm to skuteczny hamulec rozwoju w biznesie i twórczości. Znam artystów, którzy nigdy nie są w stanie skończyć swojego dzieła, bo nanoszą poprawki w nieskończoność. A jak w końcu dodadzą ostatni szlif to i tak mają poczucie, że coś tu jeszcze należałoby zrobić.
Perfekcjonizm ma też prawdopodobnie swoje jaśniejsze strony. U mnie przekłada się na świetną organizację, przywiązanie do jakości, staranność i poczucie odpowiedzialności.
Jak wiadomo, nawet najfajniejsze rzeczy, przedawkowane, mogą nam zaszkodzić.
Porównywanie się do innych.
Fatalne. Skupianie uwagi na konkurencji ogranicza twój rozwój. Mogę tu zaryzykować twierdzenie, że czym dłużej jesteś na rynku, czym bardziej masz ugruntowaną markę, tym mniej się porównujesz do innych. Przynajmniej jest na to szansa.
Porównywanie się do innych zwykle mnie „dopada”, kiedy u mnie jest gorzej, coś idzie nie tak, jak bym chciała. Mam wtedy wrażenie, że u wszystkich jest ekstra, tylko u mnie do dupy. A obrazki kreowane w mediach społecznościowych tylko te wrażenia potęgują. Zapewne to znasz.
To wyobraź sobie teraz czas wypalenia, czyli totalnie niskie loty, w konfrontacji z prezentacją sukcesów innych osób z twojego otoczenia albo tych obserwowanych w sołszialach. Spadasz jeszcze głębiej.
Przeniesienie uwagi na siebie i zaopiekowanie się sobą w takich momentach jest bardzo ważne. Ale trudne. U mnie, oprócz próby minimalizowania skrolowania, przełożyło się to też na ograniczenie kontaktów w realnym życiu. Przestałam być obecna w wielu miejscach, w których mnie zwykle widywano, zwłaszcza w kontekstach fotograficznych. Nie miałam w sobie na to miejsca.
Niepewność siebie, niska samoocena.
Wpływają na brak asertywności, trudności w negocjacjach, na szukanie aprobaty zamiast zadbanie o swoje interesy. Objawiają się niewiarą w to, że można wyrażać swoje potrzeby, lękiem przed oceną i przed tym, że zostanie się odrzuconym – na przykład boisz się, że klient nie skorzysta z twojej oferty, pójdzie gdzie indziej, więc „lepiej” się zgodzić na kiepskie warunki, działać wbrew sobie i jakoś to będzie… Ale niesmak zawsze pozostanie.
Takie cechy na pewno utrudniają na początku drogi zawodowej, kiedy stąpasz po nowym gruncie – i ja takie przejawiałam. Z czasem warto odrabiać te lekcje, nabierając doświadczenia zawodowego, pracować z tymi cechami, bo naprawdę trudno jest prowadzić biznes, zwłaszcza ten blisko serca, kiedy w siebie nie wierzysz.
Te cechy są podstępne. Nawet po latach, kiedy wydawało mi się, że mocno stoję na obu nogach, kiedy przychodził czas trudniejszy – gorszego prosperity, kiepskiego samopoczucia psychicznego, błyskawicznie dochodziły do głosu.
W takich chwilach staram się przekierować uwagę na twarde fakty: moje osiągnięcia, doświadczenie, jakość tego co tworzę. A jeśli to nie pomaga, dzwonię do przyjaciółki – ona zawsze przypomni mi czego dokonałam i przebierać w słowach nie będzie.
Frustracja i rozczarowanie.
Ich przeżywanie na pewno przyczyni się do wypalenia, są reakcją na długotrwały stres, niespełnione oczekiwania i brak satysfakcji. A trzeba przyjąć za pewnik, że niepowodzenia będą. Można doświadczać wrażenia, iż pomimo dużego wysiłku i nakładów pracy, należyta gratyfikacja nie nadchodzi. A kładąc tu akcent na bardzo osobisty stosunek twórcy do tego co robi, narastająca irytacja, poczucie bezsilności i spadek motywacji są tylko kwestią czasu.
To też kawałek mojej historii. Jeszcze nie wiem jak ogarniać te emocje. W moim wypaleniu grały bardzo głośno, nadal mam je na warsztacie.
Lęk.
Jest zarówno przyczyną wypalenia jak i jego objawem, działa trochę jak błędne koło. U mnie powodował wieczną gotowość do działania, życie na ścisku, przełożył się na stres i chroniczne zmęczenie. Poczucie niepewności i niestabilności zatrudnienia w pracy na freelance zdaje się być stałą cechą tego modelu. To nie tylko kwestia tego czy zlecenia będą czy nie, ale też tego, że system jdg nie jest w mojej ocenie systemem bezpiecznym, zwłaszcza dla małych wytwórców, rzemieślników, artystów, którzy nie skalują swojej działalności, a polegają na tym co wytworzą i sprzedadzą.
Lęk wiąże się też z perfekcjonizmem. Nieustanne dążenie do doskonałości, przy jednoczesnym lęku przed porażką, zwiększa ryzyko przeciążenia psychicznego i emocjonalnego.
W ostatnich latach lęk, niepewność i brak poczucia bezpieczeństwa stały się u mnie dojmujące. Po pierwsze lękowy model przywiązania rzutował na relacje, po drugie bycie w systemie jdg i po trzecie nieumiejętność zdystansowania się do tego co płynie ze świata – o wszystkich tych aspektach jeszcze będę pisać.
I pomimo że przekierowywałam się na relaks, bycie w przyrodzie, głęboki oddech, sport, próbowałam jakoś nad tym zapanować, mam wrażenie, że przekroczyłam jakąś krytyczną granicę związaną z dawką długotrwałego lęku, po przejściu której już nie byłam w stanie tego ogarnąć. I nadal jest to dla mnie temat do pracy.
Odwaga.
To stawianie granic, mówienie, „nie”, otwarte wyrażanie swoich potrzeb, szukanie pomocy w chwilach trudniejszych, podejmowanie decyzji, nawet tych niewygodnych dla innych.
Zestawmy teraz powyższe cechy z tradycyjnym wychowaniem dziewczynek.. Te ograniczenia, my kobiety, mamy w DNA. I trzeba sporej świadomości i dobrej pracy ze sobą, by pozbyć się krzywdzących schematów.
Całe życie byłam „Zosią Samosią”, potrzeby innych przedkładałam nad swoje, choć pozornie wydawało mi się, że tak nie jest.
Asertywność i stawianie granic – temat rzeka. Generalnie w życiu bardzo ważne, w biznesie oczywiście również. Nie zawsze potrafiłam zadbać należycie o swoje interesy, z łatwością mogę wskazać sytuacje, w których pozwoliłam na nazbyt wiele. Skoro nadal je pamiętam, to zapewne jeszcze ich w pełni nie odpuściłam.
Bardzo polecam freelancerom pracę ze swoją odwagą. To nie tylko odwaga do wspomnianego stawiania granic (np. odmówienia zrobienia czegoś na rano po wieczornym telefonie od klienta) oraz mówienia „nie” (odrzucanie zleceń źle płatnych albo takich, które przekraczają twoje możliwości czasowe czy energetyczne), ale też odwaga do dbania o siebie bez poczucia winy (przerwy, dni wolne, urlopy czyli traktowanie odpoczynku jako części pracy, a nie luksus), oraz odwaga do zmiany kierunku (czyli rezygnacji z projektów, które wypalają lub na przykład przekształcenia modelu pracy). I jakże ważna odwaga do proszenia o wsparcie i pomoc (nie czekanie do chwili kiedy jest już krytycznie, a poszukanie odpowiednio wcześniej mentora / terapii / wsparcia innych freelancerów).
Ostatnie lata to oczywiście nie tylko trudne emocje i zmaganie się. Te wzmacniające, niosące dobro i przyjemność, też były obecne.
Kiedy nadchodziły spadki, a były moim udziałem regularnie na przestrzeni lat, zwykle wchodziłam w stan, który można nazwać zastygnięciem. Przeczekiwałam kryzys, w ścisku. Coś tam może i robiłam, jakieś kroki podejmowałam, ale generalnie nie zajmowałam się przyczyną spadku, nie szukałam sedna i nie pracowałam z nim gruntownie.
Wiesz zapewne, że nieodrobione lekcje zawsze dostaniesz do odrobienia po raz kolejny. Czasem zmieniają kontekst, ludzi, narzędzia, ale zawsze chodzi o to samo.
maj 2025
Artykuły z tej serii znajdziesz w kategorii „wypalenie na freelansie”.