Kiedy myślę o tym co chcę zmienić w swoim życiu zawodowym – czy też w zasadzie generalnie w życiu – przychodzi kilka konkluzji, ważnych tematów, które noszę w sobie od jakiegoś czasu. A czym dłużej w sobie je noszę, tym bardziej czuję, że powinny zostać uwzględnione w budowaniu nowych jakości.
Nie chcę już działać pod presją, na ścisku, z lęku, nie zamierzam walczyć, ścigać się czy konkurować.
Zamierzam skupić się na tym, co we mnie unikatowe i wyjątkowe, obiecuję słuchać głosu intuicji, być w zgodzie ze sobą. Podążać za wewnętrznym drogowskazem, on się nie myli.
Odwaga. Kiedyś miałam jej sporo. Pojawiała się myśl, robiłam. Wiem, że z zewnątrz zapewne nie było to zauważalne, ale fakt jest taki, że rzadziej sięgałam, a w zamian częściej zastanawiałam się „czy to ma sens”. Wracam do poprzednich ustawień.
Nie będę już, zawsze i bez wyjątku, dostępna dla innych. Partnerskie relacje i poczucie wzajemności w tym, w czym jesteśmy i cokolwiek robimy, to mój kierunek.
Zidentyfikowałam kody biernej agresji wobec mnie, niewspierające postawy i zachowania. Nie będę grać w tę grę, tu stawiam wyraźną granicę.
Spróbuję jasno komunikować co potrzebuję, czego pragnę, a czego nie chcę i sobie nie życzę.
Dołożę starań, by działać szerzej, różnorodniej, spróbuję spożytkować moje doświadczenia i wiedzę nabytą przez te kilkanaście lat na swoim, a co nie musi ograniczać się tylko do wykonywania zdjęć.
Czy odejdę z zawodu – w sensie czy porzucę komercyjne robienie fotografii?
Nie wiem tego jeszcze na ten moment.
Na pewno zrobię dużo miejsca na inne sprawy. Jeszcze nie widzę w pełni nowych krajobrazów, jeszcze ciągle jestem na etapie mocnego procesu przeobrażania starego w nowe. Coś tam mi się wyłania, jakieś kierunki nieśmiało się rysują. Ale wiem, że to jeszcze nie jest obraz wyraźny. Wstrzymuję się więc z decyzjami. Pozwoliłam sobie płynąć, a w zasadzie dryfować. I się przyglądać.
Cokolwiek to będzie, chcę działać z większą dbałością o siebie. Mam tu na myśli nie tylko pracę, ale też to, co robię poza nią. Dodam tu coś, co daje spokój, relaks w głowie, coś co idzie z prawej półkuli, nie z lewej. Sport mi to daje oczywiście, ale potrzebuję kreatywnej „nie pracy”.
Odpoczynek wpisuję na listę potrzeb podstawowych.
Chcę sobie przypomnieć o czym marzyłam kiedyś. I lepiej to tu napiszę, co zapisane to wiadomo.
Lubię mówić po angielsku, chcę mówić tym językiem często i tak swobodnie jak wtedy, kiedy w czasie studiów zwiedzałam Amerykę, czy jeszcze przed nimi, kiedy mieszkałam w Holandii.
Ludzie z innych rejonów świata mnie ciekawią i fascynują, są dla mnie nieustającą inspiracją, bycie częścią międzynarodowych inicjatyw i projektów – art czy innych – byłoby wspaniałe. To możliwość tworzenia w podróży, czerpania z zupełnie innych punktów widzenia. Chcę się zatopić w różnorodności. Z wdzięcznością wspominam moją rezydencję artystyczną na Węgrzech parę lat temu, odnajduję się w takich działaniach.
Lubię myśl, że gdzieś tam, w różnych miejscach Europy czy reszty świata mam kogoś znajomego. I chcę mieć ich znacznie więcej.
Marzę też o tym, by wydać książkę. Niejedną. Fotograficzną z moimi portretami, to wiadomo, ale od jakiegoś czasu piszę powieść. I tu czuję dreszczyk emocji, bo z obrazem jestem obyta, a ze słowem dopiero się zaprzyjaźniam.
I w ogóle z tym słowem taką sobie wizję snuć zaczęłam: siedzę w domku w górach, zerkam na wstające nad lasem mgły po deszczu i piszę. Bardzo to przyjemna myśl, taka kojąca.
Nowy Jork. Miejsce dla sztuki kultowe. Kiedyś pokażę tam swoje portrety. Mam stosowną scenę zapisaną w wyobraźni. Zapominałam, że nie muszę wiedzieć jak, wystarczy że czuję zgodę i pragnienie.
Chcę też, by działy się rzeczy zaskakujące, których w tej chwili nawet nie jestem w stanie wymyślić, a które w połączeniu z moim potencjałem i kreatywnością przyniosą ciekawe przygody.
Wrócę jeszcze do lasu. Ogromne obszary dzikiego kanadyjskiego lasu albo sekwoje w Stanach, wędrówka górskimi leśnymi zboczami dużo dalej niż te nasze beskidzkie. Chcę zgłębiać las.
Marzę też, by świat stał się miejscem łagodniejszym, pełnym zrozumienia dla inności i różnych punktów widzenia, bez narzucania wzajemnie swojej woli. Byśmy czerpali z tego co dobre, a nie eksponowali tego co złe, miałkie, byle jakie.
A jeśli chodzi o przyrodę, posłużę się wymownym symbolem dwóch zbiorów, w których zastępujemy model EGO, ze stojącym na czele człowiekiem, na ECO, w którym człowiek jest jedynie i aż równorzędną częścią. W sieci znajdziesz stosowne obrazki, jeśli do tej pory nie wpadły ci w oko.
To ostatni tekst z serii „wypalenie na freelansie”, kończę na teraz ten cykl, choć nie wykluczam dodania czegoś do tematu w przyszłości.
Jestem sobie wdzięczna, że zdobyłam się na napisanie tej serii. Przyniosło mi to wiele refleksji, spowodowało, że mogłam przyjrzeć się całej tej sytuacji z uważnością, głęboko ją przemyśleć, zacząć rysować zmiany. Zapewne zdarzy się nie raz, że wszechświat powie sprawdzam, będzie badał na ile trwałe są nowe porządki. Zobaczymy. Mam głęboką nadzieję, że trwałe będą.
Od roku jestem w terapii, a moje życie, wraz z tym zawodowym, wyraźnie się zmienia. Choć kolejność tu jest jasna: najpierw zmiany we mnie, w moich postawach, zachowaniach, relacjach ze sobą oraz innymi, w kosmosie emocji, potem nadam (nadaję) wartość temu co i jak chcę robić zawodowo. I cokolwiek to będzie, chcę to robić z lekkością.
czerwiec 2025
Artykuły z tej serii znajdziesz w kategorii „wypalenie na freelansie”.